|
Olszewski: Bandera nie odpowiada za WołyńJan Olszewski, premier rządu RP w latach 1991-1992, żołnierz
Szarych Szeregów, obrońca w procesach politycznych w okresie PRL w
rozmowie z SE o włączeniu Ukrainy w nowelizację ustawy o IPN: „Super
Express”: – Krytykuje pan ustawę o Instytucie Pamięci
Narodowej. Jako błąd określił pan między innymi
wpisanie do niej artykułu o zakazie gloryfikowania zbrodni
ukraińskich nacjonalistów, propagowania
banderyzmu. Dlaczego? – No dobrze, ale ja mogę ustawodawców
zrozumieć – był Wołyń, zbrodnie Bandery… – Zacznijmy od
początku. Zbrodnia Stepana Bandery przeciwko
państwu polskiemu była tak naprawdę tylko jedna. I ci, co dziś w Polsce chętnie mówią o
banderyzmie, najczęściej o niej zapomnieli. Zbrodnią
tą był zorganizowany w 1934 r. zamach na
polskiego ministra spraw wewnętrznych pułkownika Bronisława
Pierackiego. I rzecz znamienna – w procesie winnych, między innymi
Banderę, skazano na kary śmierci. Ale żadnego wyroku nie wykonano. Stało
się tak, pomimo że minister Pieracki był jednym z
najbliższych współpracowników Józefa
Piłsudskiego. A decyzja o niewykonywaniu wyroku śmierci
musiała zapaść za wiedzą, a najpewniej na
podstawie decyzji samego Marszałka. I stało
się bardzo dobrze. Bo Bandera odegrał potem
niezwykle ważną rolę w historii walki Ukraińców o
niepodległość. – Jednak dla Polaków jest postacią nie do zaakceptowania,
choćby z uwagi na to co działo się na Wołyniu w latach 40.? – Niewątpliwie jest dla
Polaków postacią mało sympatyczną, jego wypowiedzi na temat Polski były bardzo nieprzychylne. Ale
chciałbym bardzo mocno podkreślić i
dać pod rozwagę – ten człowiek nie miał ze
zbrodnią wołyńską nic wspólnego. – Bandera nie miał nic wspólnego ze zbrodnią
wołyńską?! – Przecież całą
akcję wołyńską przeprowadzano wtedy, gdy Bandera był
już uwięziony przez Niemców. Myślę nawet, być
może wiele osób się tu obruszy, że gdyby Bandera
mógł podejmować wtedy decyzje, to prawdopodobnie do zbrodni na Wołyniu by nie doszło. Po prostu był
politykiem myślącym, miał wielki zmysł polityczny i
zdawał sobie sprawę z tego, że po Stalingradzie i klęsce
Niemców wynik wojny jest już w zasadzie przesądzony, a akt ludobójstwa wobec ludności polskiej
mógł służyć tylko jednej stronie – stronie
sowieckiej. A na pewno bardzo szkodził sprawie
zarówno polskiej, jak i ukraińskiej. I tylko ta
trzecia strona może się z tego cieszyć. Bandera by to zrozumiał. – To kto odpowiada za Wołyń? – Zbrodnię tę wiąże się z nazwiskiem Romana
Szuchewycza. Jednak potrzeba tu bardzo pogłębionych
badań. Także w kwestii roli sowieckiej w
wywołaniu tej zbrodni. Osobiście doskonale
rozumiem obawy Bandery, który dopatrywał się
wpływów sowieckich w ukraińskim radykalnym ruchu
niepodległościowym. Te obawy nosiły
wręcz znamiona może nawet obsesji. Ale ta
obsesja miała swoje racjonalne podstawy. Myślę,
że historycy polscy i ukraińscy powinni wątek sowieckiej
inspiracji dla zbrodni wołyńskiej poważnie wziąć pod
uwagę. Choć zdaję sobie sprawę, że jeśli są jakiekolwiek dokumenty na ten temat, to
znajdują się one w archiwach KGB. – Jednak Wołyń rzutuje na wzajemne
stosunki polsko-ukraińskie. Bo u naszych sąsiadów czczony jest
nie tylko Bandera, ale też wspomniany Szuchewycz... – Czczony jest cały nurt
niepodległościowy na Ukrainie.
Ukraińska Powstańcza Armia, na co Polacy
się oburzają, jest dla Ukraińców tym, czym dla nas Armia
Krajowa. Należy pamiętać, że zaraz po niemieckiej agresji na ZSRR w 1941 r. Bandera, będący w sojuszu z III
Rzeszą, ogłosił we Lwowie proklamowanie niepodległości
Ukrainy. Po roku 1917 to drugi akt, który na forum międzynarodowym
stawiał sprawę ukraińską. – No dobrze, ale skoro mówimy o roku 1917 – wtedy liderem
Ukraińców był Semen Petlura, którego żołnierze
walczyli potem z Polakami ramię w ramię w wojnie
polsko-bolszewickiej. Czy nie lepiej, żeby to on, a nie Bandera czy
Szuchewycz byli dziś czczeni na Ukrainie? – Może byłoby
lepiej. Jednak bądźmy realistami. Po
pierwsze: pokolenie, które pamiętało Semena Petlurę,
już odeszło. Ludzie pamiętający
Banderę i UPA nadal żyją. Po drugie: dziś na Ukrainie czczony jest nie antypolski, ale antysowiecki
nurt w walce UPA. Po trzecie: co do armii Semena Petlury to po zwycięstwie
w wojnie polsko-bolszewickiej sprawa ukraińska została w pokoju
ryskim zostawiona, Ukraina znalazła się w granicach ZSRR. Ukraińcy czuli się oszukani. Zresztą
marszałek Józef Piłsudski, który nie był za
pokój ryski odpowiedzialny, odwiedził Petlurę i
powiedział mu: „Ja was bardzo, panowie, przepraszam”. Był
to być może jeden z najważniejszych gestów pojednania ze
strony polskiej wobec Ukraińców. A Petlura
jest dla naszych sąsiadów symbolem przegranej sprawy. – Józef Piłsudski był zwolennikiem budowy federacji
wolnych państw – Polski, Ukrainy, Białorusi i Litwy. Potem zwolennikiem takiej polityki był śp.
prezydent Lech Kaczyński. Dziś coraz
częściej mówi się, że polityka wschodnia śp. prezydenta nie jest realizowana. Z czego to wynika,
przecież rządzi obóz odwołujący się do
dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego? – Mam nadzieję, że
nie jest to odejście trwałe. A błędy, takie jak wpisanie
sprawy Ukrainy do ustawy o IPN, wynikają z tego, że polskim politykom
sondażowe słupki przesłoniły racjonalne myślenie i
realną twardą politykę. To zresztą
dotyczy wszystkich opcji politycznych. – A może należy uznać, że doktryna Giedroycia
mówiąca, że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski, a bez
wolnej Polski nie ma wolnej Ukrainy, była naiwnością, że
trzeba szukać alternatywy dla polsko-ukraińskiego sojuszu? – Alternatywy można szukać zawsze, ale prawdziwą
naiwnością jest twierdzenie, że się ją znajdzie. Nie
może być mowy o odpuszczeniu sprawy niepodległości Ukrainy,
bo po prostu to jest polska racja stanu. Dziś Ukraina właśnie
walczy o swój byt państwowy. Ta wojna z Rosją może
wejść w kolejną, jeszcze groźniejszą fazę. A
upadek Ukrainy byłby dla nas totalną katastrofą. – Dlaczego? Przecież
jesteśmy w NATO, mamy amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa. – Jednak upadek Ukrainy
sprawiłby, że stalibyśmy się krajem frontowym.
Oczywiście przynależność do Paktu
Północnoatlantyckiego, współpraca z USA są bardzo cenne. Ale nie muszą
być wieczne. A wtedy w razie utraty przez
Ukrainę niepodległości to polska niepodległość
będzie zagrożona. To nasze być albo nie
być. – Środowiska kresowe ostro pewnie zaprotestują,
mówiąc, że sojusz z Ukrainą tak, ale najpierw
wyjaśnienie sprawy zbrodni na Kresach,
przeprosiny… – Rozumiem środowiska
kresowe, ludzi, którzy stracili na Wołyniu
bliskich. I do prawdy o tym, co się stało, należy dążyć.
Konieczna jest tu współpraca historyków,
godne upamiętnienie ofiar, upominanie się o prawdę. Nie
można jednak na podstawie zdarzeń sprzed
kilkudziesięciu lat i tego, że druga strona nie dokonała
rozrachunku z własną przeszłością, odmawiać
wsparcia sąsiada dziś walczącego ze śmiertelnym
zagrożeniem. Jak przegra, to zagrożenie dojdzie do nas. Pamiętać też należy o jednej rzeczy. – Jakiej? – Wołyń był
straszliwą zbrodnią, zginęło tam ponad sto tys. ludzi. Ale wobec zorganizowanej sowieckiej
czy niemieckiej machiny śmierci był epizodem. Konflikt z Ukrainą jest nieraz brutalnym i przykrym, ale
jednak sporem sąsiedzkim. Konflikt z imperialną Rosją
jest kwestią egzystencjalną, w której na
szali stoją byt i niepodległość państwa. Dlatego
Polacy i Ukraińcy skazani są na
współpracę. Powinni ją
oprzeć na chrześcijańskich wartościach
bliskich tradycji obu narodów. A kwestie zbrodni
sprzed lat powinni wyjaśnić niezależni historycy. 26
02 2018 http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/olszewski-bandera-nie-odpowiada-za-woyn_1041951.html |